poniedziałek, 23 lipca 2012

poniedziałkowo...

Maleńka nie lubi poniedziałków...

Wstaje wtedy bardzo, bardzo wcześnie, kiedy większość normalnych ludzi jeszcze śpi, je śniadanie, bierze kąpiel i jedzie do wielkiego miasta. Wpada do mieszkania, ubiera sukienkę, wkłada szpilki, po czym pędzi do pracy. Zabiera z biurka kubek (dziękując w duchu, że dzięki Pani Sprzątającej zawsze jest czysty), robi kawę i zajmuje się bieżącymi zadaniami - czyta maile, drukuje dokumenty, odwiedza kancelarię i przegląda otrzymana pocztę, załatwia sprawy (jak to możliwe, że tyle sie ich nazbierało przez weekend?), przygotowuje zestawienia, odbiera telefony i chodzi na różne spotkania. Wszystko to zajmuje sporo czasu i kosztuje masę energii, wobec czego, jeszcze przed obiadem, Maleńka ma dość, a jej nerwy są mocno nadszarpnięte. Robiąc kolejną kawę z uporem maniaka powtarza, że nienawidzi takich dni i w myślach błaga, żeby mogła już iść do domu.

Zerka na zegarek. Jak na złość jednak wskazówki przesuwają się bardzo powoli. Maleńka pisze więc kolejne pisma, odpowiada na wiadomości, rozmawia z klientami, dokonuje poprawek i czuwa nad prawidłowością pewnych procesów. A że to początek tygodnia - wszystko się kumuluje, atakuje ze zdwojoną siłą. Ludzie, wybudzeni z "weekendowego snu", przypominają sobie o sprawach do załatwienia i uderzają do Maleńkiej. Wraca więc do mieszkania zdenerwowana i zmęczona... Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wykorzystała resztek energii na rower albo bieganie.

Wieczorem zaś, słuchając muzyki, zakopuje się w swojej ulubionej pościeli, żeby nabrać sił na cały tydzień, który przecież dopiero się rozpoczyna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz