wtorek, 11 września 2012

Maleńka w ferworze walki...

Maleńka znów o pracy: oszaleje! Ponieważ wyższe stanowiska organizuja całą mase szkoleń dla tych, którzy już jakiś czas z nami są, a mimo to robią błędy, postanowiono do całego tego cyklu (albo cyrku - jak kto woli) włączyć Maleńką. Dlatego tez przez najbliższe dwa tygodnie ma odwiedzić kilka wielkich miast. I tu zaczęły sie schody. Gdyby miała jechać sama, nie byłoby żadnego problemu. Planuje ze zwierzchnikiem spotkanie, odbiera firmowy bilet, jedzie, robi, co musi, wraca. I nie stwarza milionów problemów.

Tymczasem sprawa się skomplikowała już w poniedziałek. Dwa miasta dzień po dniu. Pyta szanownych kolegów i koleżanki, z którymi ma jechać, o godzinę czwartkowego spotkania. A oni, że to jeszcze nie jest ustalone. No to ok, niech więc sie dowiedzą. Dowiedzieli się: pierwsze o 12:30. No to zadowolona Maleńka zgłosiła rezerwację biletu. W międzyczasie zmieniła się im koncepcja. Raz, że odpadło piątkowe miasto. Dwa, że dyskusji został poddany środek transportu. Samochód? Pociąg? Samolot? Autokar? a może w ogóle helikopter? Albo kapsuła czasu? Śmieszne to wszystko. "Maleńka, jedziemy samochodem. Podejmiesz się prowadzenia do wielkiego miasta?" - "Nie ma sprawy". No to Maleńka odwołała rezerwacje biletu. Dwie minuty później - "maleńka, wiesz co, my się jednak nie będziemy w 4 (!) gniotły w samochodzie. jedziemy pociągiem" - "Ok, na pewno?" - "No w sumie tak, jest jeszcze bus, ale w pociągu mamy więcej miejsca". Więc Maleńka znów zarezerwowała ten cholerny sieciowy bilet.

I myślała, że wyjdzie z siebie i stanie obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz