sobota, 9 lutego 2013

patrzeć z miłością...

Maleńka w końcu ma to, na co tak długo czekała. Ma swoją bajkę. I dwóch królewiczów. A właściwie Królewicza i Małego Księcia... Ale czy jest szczęśliwa? Czy to wszystko nie dzieje się za szybko?

Maleńka nigdy nie przypuszczała, że złamie wszystkie swoje zasady. Marzyła o białej sukience, o tym, że tata poprowadzi ją do ołtarza, a goście będą się bawić do białego rana. Potem dom, dzieci, wnuki... A życie, jak to życie, zweryfikowało Maleńkiej plany. Jej serce zabiło mocniej w najmniej odpowiednim momencie, dla Królewicza, kóry Królewiczem nie był. Postanowiła mimo wszystko dać temu szansę. Grubą kreską oddzielić teraźniejszość od przeszłości. Spróbować. Zrezygnować z siebie, ze swoich ambicji, ze swojego ego, ze swoich marzeń i nauczyć się BYC. Gratis dostała za to Małego Księcia, który jest dla niej lekcją życia. Lekcją... macierzyństwa. I ze zdumieniem odkryła, że obudził się w niej instynkt, że pokochała Małego Księcia i oddałaby dla niego wszystko. Teraz więc ma wszystko. Wszystkie elementy układanki są na miejscu. Zasypia i budzi się obok Królewicza, pozwala mu się rozpieszczać i dawać jej poczucie bezpieczeństwa, a usypiając Małego Księcia, czyje się wyróżniona...

Mimo to jest w niej jakiś lęk. Boi się tego wszystkiego. Są momenty, w których po prostu ogarnia ją bezsilność. Chwile, kiedy intuicja mówi, że to nie to, że Maleńka tak bardzo chce kochać i być kochaną, że wkłada ciemne okulary i nie chce widzieć. Że przegapiła coś. Że może jednak... biała sukienka jest realna. Że jeszcze nic straconego. I pomimo tych wszystkich pięknych chwil Maleńka czuje się rozdarta wewnętrznie. I najgorsze, że nie umie tego powiedzieć głośno. Nie umie przyznać się przed samą sobą, że ten związek chyba ją przerasta. Że chyba zabrnęła za daleko... A może czasem nie warto słuchać intuicji>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz